Kiedy ostatnimi laty świat przeżywał problemy gospodarcze, kraj nad Wisłą jawił się jako miejsce całkiem spokojne oraz odporne na zawirowania, które dotykały naszych bliższych czy dalszych sąsiadów. Rząd głosił, że jesteśmy zieloną wyspą, na czerwonej mapie recesji w Europie i nie robił właściwie nic, żeby ten stan podtrzymać w dłuższej perspektywie czasowej. Tymczasem sytuacja zdaje się coraz szybciej zmieniać, co prawda nie trzeba było u nas ratować instytucji bankowych i obeszło się bez szumnych planów ratunkowych dla gospodarki, za które podatnicy zapłaciliby miliardy złotych, to jednak nie zrobiono nic, by przygotować się wtedy, w czasie względnego spokoju, na nowe wyzwania, które miały nadejść w najbliższych latach. Dzisiaj już coraz bardziej wyraźnie widać, że kondycja polskiej gospodarki staje się coraz gorsza, a do tego mamy przecież okres przedwyborczy, w którym nie ma co liczyć na żadne radykalne reformy.
Światowy kryzys gospodarczy, a sprawa polska
Jeszcze do niedawna polska gospodarka miała się całkiem nieźle, przynajmniej na tle krajów, z najbliższego sąsiedztwa. Notowaliśmy kilkuprocentowy wzrost PKB i właściwie nic nie zapowiadało, żeby miało to się gwałtownie zmienić. Warto też tu zauważyć, że prawdopodobnie przez jego spore zacofanie w stosunki do rozwiniętych rynków, mieliśmy w miarę zdrowy sektor bankowy. Część firm nawet skorzystała na zawirowaniach w państwach ościennych, dostarczając na tamtejsze rynki tańsze produkty, w ciężkich czasach chętniej wybierane przez oszczędzających konsumentów. Może to nie była najlepsza podstawa, ale jeszcze niezła do przeprowadzenia gruntownych reform gospodarczych, które przecież bez większego problemu mógł wprowadzić rząd posiadający stabilną większość w parlamencie. Nic takiego jednak się nie stało, reforma finansów publicznych nie została przeprowadzona, ba zatrudnienie w administracji państwowej znacznie wzrosło, a wraz z nim wydatki na nią. Poza przejęciem części składek do OFE nie zrobiono nic w sprawie poprawienia systemu emerytalnego. Nie zlikwidowano również niepotrzebnych przepisów, które w znaczącym stopniu ograniczają konkurencyjność gospodarki naszego kraju. I właśnie w takim stanie wkraczamy w kolejną fazę światowych perturbacji ekonomicznych.
Kryzys finansowy w Polsce – puka do naszych drzwi
Względny spokój, który do tej pory u nas panował, zawdzięczany w największym stopniu silnej konsumpcji wewnętrznej, która jeszcze do niedawna dynamicznie rosła. Optymizm konsumencki w głównej mierze odpowiadał więc za niemalże bezbolesne przechodzenie przez ten trudny okres. Prawdopodobnie stajemy jednak u jego kresu, za który znaczną odpowiedzialność ponoszą media, które coraz silniej alarmują, że problemy zbliżają się i do nas. W prasie codziennej możemy już przeczytać, że kryzys finansowy w Polsce właśnie się zaczyna, a zaraz za nim pojawiają się rady jak sobie z nim najlepiej radzić. Oczywiście postuluje się w nich ograniczenie konsumpcji oraz wstrzymanie poważniejszych inwestycji. Wystraszeni tym ludzie być może wreszcie ulegną tej presji i faktycznie zaczną oszczędzać, co samo w sobie jest zjawiskiem dobrym i godnym pochwały, w tym jednak przypadku będzie miało także negatywne następstwa.
Jeżeli tak się stanie, to wtedy nastąpi ograniczenie zakupów, a tym samym spadnie dynamika sprzedaży, co oczywiście pociągnie za sobą problemy firm, na który produkty zmaleje popyt. W ślad za tym przyjdzie prawdopodobnie także wzrost bezrobocia, który jest tego naturalnym następstwem. Ludzie, którzy mają mniej pieniędzy albo obawiają się o swoje miejsce pracy, ograniczają także inne wydatki, co z pewnością uderzy w rynek usług i to właśnie prosty przepis na recesję oraz ograniczenie PKB, a wraz z nim wpływających do budżetu środków. To dodatkowo może wywołać zaniepokojenie na globalnych rynkach finansowych, które znacznie wyżej zaczną wyceniać ubezpieczenie zaciąganego przez nasz kraj zadłużenia. Czyli przy spadających wpływach budżetowych może nastąpić konieczność zwiększenia wydatków na obsługę zaciągniętych pożyczek – to właśnie najprostsza droga do kryzysu finansowego, który może na nas spaść całkiem niespodziewanie.
Zachowania konsumenckie Polaków – wielka niewiadoma
Zmienną, która budzi w tym rozumowaniu najwięcej wątpliwości są właśnie zachowania polskich konsumentów, które bywają inne, niż u pozostałych nacji, co być może w dużej mierze wiąże się z posiadanymi doświadczeniami historycznymi. Mogą za tym przemawiać choćby dwie sprawy, które pokrótce omówimy poniżej.
- Jako pierwszy przykład można tu podać to, jak turyści z naszego kraju reagowali na niepokoje w Egipcie czy Tunezji. Podczas, gdy większość przedstawicieli narodowości, które tradycyjnie wybierały tamte rejony świata na cel swoich wakacyjnych podróży, zrezygnowała z wypoczynku na „niespokojnych plażach”, nasi krajanie zdawali nie przejmować się zbytnio grożącymi tam niebezpieczeństwami. Ilość osób wyjeżdżających do tych miejsc spadła tylko nieznacznie. Trudno powiedzieć, czy to wynik nonszalancji i głupoty, czy raczej skłonność żeby to, co serwują nam media traktować niezbyt poważnie. Podobnie niewielki wpływ mogą mieć wysłuchiwane często informacje o kryzysie atakujące nas z coraz większej ilości miejsc. To z pewnością ciekawe zagadnienie, które wymagałoby głębszej analizy.
- Druga sprawa, to bagaż historyczny, który jest nadal domeną przeważającej części naszego społeczeństwa. Choć socjalizm skończył się u nas już 20 lat temu (przynajmniej ten na papierze), to pamięć o tych czasach wciąż jest żywa u wielu osób. Z nabytych tam doświadczeń wynika, że nie opłaca się gromadzenie oszczędności, bo albo państwo zabierze je w jakiś sposób bezpośrednio, a jeśli nawet nie, to pośrednio w formie inflacji, która co warto tu zaznaczyć, ostatnio jest coraz wyższa. Tym samym nie opłacało się nic gromadzić na przyszłość, a znacznie lepiej posiadane środki było ulokować w dobrach konsumpcyjnych, bo te były znacznie bardziej bezpieczne niż gotówka. Być może właśnie z tego bierze się często nam wytykana niska skłonność do oszczędzania, która akurat w tym przypadku może objawić swój pozytywny wymiar i zabezpieczać nas w jakimś stopniu przed spadkiem sprzedaży detalicznej w trudnych czasach.
W związku z powyższymi faktami trudno na dzień dzisiejszy z dużą pewnością przewidzieć, jaki przebieg będą miały zaczynające się u nas problemy ekonomiczne, trudno jednak być aż takim optymistą, by twierdzić, że nas one nie dotkną. Już nawet nasz rząd nieco przystopował z propagandą sukcesu i o zielonej wyspie z ministerialnych mównic dawno już nie słychać.
Kryzys – najlepszy czas na inwestycje
Nieco na przekór panującym wszędzie trendom, my twierdzimy, że taki okres niepewności, to także najlepszy czas na inwestycje, oczywiście dla osób, które w lepszych czasach żyły oszczędnie i udało im się zgromadzić jakiś kapitał, który teraz są w stanie wykorzystać. Jeżeli zrobią to umiejętnie, to zwroty mogą być naprawdę wysokie. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać do tego, że na przykład zakup nieruchomości znacznie lepiej przeprowadzić, gdy na ich rynku ceny spadają o kilkanaście-kilkadziesiąt procent, niż robić to w czasie prosperity windującej koszt nabycia metra kwadratowego mieszkania do niebotycznych rozmiarów. Warto też tu wspomnieć o handlu papierami wartościowymi. Inwestowanie na giełdzie, to nie zabawa na czas, kiedy indeksy biją rekordy. Zakupów należy dokonywać raczej w okresach gwałtownych przecen – nie jedna fortuna wzięła się właśnie z takiego podejścia. Jeżeli więc w takim razie mamy wolne środki, to właśnie teraz jest najlepszy czas na ich wykorzystanie, zwłaszcza, że lokaty bankowe tylko w niewielkim stopniu mogą ochronić nas przed postępującą inflacją.