Sporo mówi się w ostatnim czasie o różnego rodzaju aferach wybuchających w naszym kraju, często chodzi w nich o to, że ktoś, kto dysponuje odpowiednio dużą siłą przebicia stara się żeby tworzone prawo było zgodne z jego interesami. Świetnym przykładem tego jest tzw. afera hazardowa, gdy to kilku biznesmenów zajmujących się automatami do gier (jednoręcy bandyci, czy jakoś tak) lobbowało za tym, żeby ustawa regulująca ten rodzaj hazardu pozwoliła im zatrzymać w portfelach sporo pieniędzy. Wszyscy całą sytuacją byli bardzo zbulwersowani, pokłosiem tego, że sprawa ujrzała światło dzienne było odwołanie kilku ministrów i pewno przynajmniej znaczne przyhamowanie kariery niektórych prominentnych polityków.
Tymczasem o czym mogliśmy się dowiedzieć z prasy w ostatnich dniach? Media obwieściły, że znany inwestor (i chyba jeszcze bardziej znany na rynku walutowym spekulant) George Soros zamierza zainwestować w przedsięwzięcia związane z ekologią miliard dolarów. Wszystko pięknie, cel szlachetny, środków dużo, ale zaraz po tym pojawiła się jeszcze jedna wiadomość. Ten sam inwestor doszedł do wniosku, że nie chce tej góry pieniędzy dawać na coś niepewnego, zadeklarował więc, że dodatkowo przez 10 lat będzie przekazywał 10 milionów dolarów rocznie na tworzenie prawa sprzyjającego ochronie przyrody.
Porównajmy teraz dwie sytuacje, ktoś inwestuje w hazard i stara się o to, by w ustawach znalazły się korzystne dla jego interesów zapisy. Drugi biznesmen wkłada pieniądze w przedsięwzięcia ekologiczne i przeznacza również część środków (około 10 procent) na to, by tworzone były akty prawne promujące dobroczynne dla natury rozwiązania (zapewne dające także wysokie odsetki od wyłożonej wcześniej kwoty). W zasadzie obydwa scenariusze są dosyć podobne, tylko, że jedni bohaterowie nazywani są aferzystami, a drudzy filantropami.
Oczywiście zaraz ktoś wysunie argument, że nie można porównywać niosącego ze sobą wiele tragedii hazardu, z ochroną topniejących lodowców na biegunach. Pojawią się podniosłe słowa o płytkiej żądzy zysku i wspaniałej idei pozostawienia po sobie dziedzictwa dla przyszłych pokoleń. Warto jednak wspomnieć, że inny obrońca natury Al Gore dzięki swojej pasji zwiększył majątek z 35 do około 100 milionów dolarów – robi wrażenie, trzeba przyznać.
Z pewnością inna będzie również forma wywierania nacisku na organy ustawodawcze, Soros raczej nie zaproponuje żadnemu politykowi bezpośredniego wsparcia. Starczy jednak by przekazywał granty licznym organizacjom ekologicznym, które siłę przebicia mają całkiem sporą. Może dofinansować kilka z aktywnych na zachodzie partii tzw. zielonych (warto zwrócić uwagę na to, kogo w naszym języku określa się tym mianem). Wszystko tym łatwiej, że uchwala się akty prawne takie, jak traktat lizboński, dzięki któremu niewielkie gremium będzie mogło wpływać na wiele państw.
Czego w takim razie możemy spodziewać się w przyszłości? Jeszcze większej ilości regulacji typu „zakaz sprzedaży żarówek 100-watowych”. Okaże się, że nasze elektrownie muszą kupować więcej, jeszcze droższych praw do emisji dwutlenku węgla i prawdopodobnie dodatkowo wszyscy zrzucimy się na jakiś globalny projekt, w który zaangażuje się kilka firm związanych oczywiście ze znanymi ze swojej „miłości do środowiska” osobami.
Kto za to zapłaci? My wszyscy, którzy płacimy podatki, kupujemy prąd, żarówki i inne artykuły poddane regulacjom. Pieniążki te natomiast powędrują wprost do kieszonek filantropów takich jak George Soros czy Al Gore, a drogę tam ułatwią im nasi „zieloni” politycy, na których z pewnością uda wywrzeć się wpływ dzięki zainwestowanym środkom. Ale dzięki temu powstrzymamy postępujące globalne ocieplenie, nieco mnie to martwi gdy oglądam z okna zimę, która dała mi się we znaki już w połowie października.
Swoją drogą kiedy ostatnio słyszeliście o dziurze ozonowej? Bo mnie się zdaje, że zabijające nas promienie UV okazały się jednak mniej przerażające (a może mniej medialne) niż ocieplający się klimat. Cóż, tu chyba też zdecydował rynek, na zablokowaniu produkcji wydzielających freon dezodorantów i lodówek widocznie nie dało się dobrze zarobić. Za to wyobraźmy sobie jak wielkie możliwości daje dwutlenek węgla, nie tylko, że jakieś tam huty, cementownie czy elektrownie go wytwarzają, ale produkują go nawet ludzie podczas oddychania, może na to też kiedyś ktoś będzie nam sprzedawał limity – taki mały eko-totalitaryzm.
Okazuje się wiec, że „drobne” przekręty skwapliwie się ściga, natomiast tych wielkich nikt nie jest w stanie zakwestionować. Bank Porad podpowiada w takim razie poważne rozważenie inwestycji w przedsięwzięcia związane z ekologią. Bardzo możliwe, że w przyszłości lokaty takie dadzą lepsze zwroty niż niejeden, nawet korzystny bank. Oczywiście jest również pewne zagrożenie dla tych spodziewanych zysków, mianowicie te miliony dolarów za kilka lat mogą być warte już znacznie mniej. Zwłaszcza jeśli prezydent Obama, pokrzepiony pokojowym Noblem postanowi nadal rozbrajać swój kraj drukując „zielone” bez opamiętania. Może nie będą już tak atrakcyjne dla wszelkiej maści ekologów, aktywistów i polityków, tymczasem jednak znajdzie się nowy globalny problem do rozwiązania, może walka z nadmiernym zasoleniem oceanów lub coś na podobną modłę. Nasze porady bankowe nic tu nie dadzą, bo tego nie był w stanie przewidzieć nawet sam Nostradamus, nie mówiąc już o Warrenie Buffecie.