Czy ktoś z Was próbował kiedykolwiek na zakupach zapłacić kartą debetową albo kredytową np. w Biedronce? Za pierwszym razem zazwyczaj wszyscy się dziwią, że nie jest to tam możliwe. A może obsługujący Was bank ma taką promocję, która wspaniałomyślnie znosi comiesięczne opłaty za prowadzenie konta, ale pod warunkiem, że wykonacie w określonym czasie ileś transakcji przy pomocy karty. Otóż obie te sprawy są ze sobą ściśle powiązane, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. Faktycznie niemal wszyscy oddajemy instytucjom finansowym swoisty, wcale nie niski podatek od transakcji dokonywanych w ten sposób, czyli bez użycia gotówki. Zarabianie na udzielaniu kredytów i przyjmowaniu depozytów to już dawno dla bankierów za mało – marzą by brać pieniądze od wszystkich, wszędzie oraz bez rozgłosu.
Podatek bankowy? Tak! Płacimy go już niemal wszyscy
Słyszeliście może o tym, że w niektórych krajach, czy nawet w całej Unii Europejskiej chce się wprowadzić specjalny podatek bankowy, który byłby pobierany od tych instytucji i trafiałby do budżetu centralnego? Albo zostanie wprowadzony, albo nie, to jednak mało ważne w tej chwili. Ciekawsze jest to, że teraz już coś takiego istnieje, z tą różnicą, że płacą nie banki, ale my i nie państwu, ale bankom. Nie przypominasz sobie żebyś ostatnio oddawał jakieś pieniądze instytucjom finansowym? Za konto Cię nie kasują, przelewy masz darmowe, kredytu nie zwracasz… a zdarza Ci się może dokonywać w sklepach czy w innych miejscach płatności kartą kredytową lub debetową? Jeżeli tak, to Ty także dorzucasz się do horrendalnie wysokich zarobków bankierów i zysków firm, które ich zatrudniają. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, ale każda transakcja kartą jest obciążona dodatkowo przez prowizję banku i organizacji wydającej plastik nazywaną fachowo interchange fee która w naszym kraju dochodzi nawet do 1,5% i jest najwyższa w całej Europie. Nawet w Bułgarii opłata ta wynosi przeciętnie jedynie 0,4%, widać więc jak bardzo jesteśmy „strzyżeni”. W tej sytuacji chyba już nikogo nie dziwi to, że przez takie firmy jak MasterCard czy Visa oraz przez wydające je banki tak bardzo jesteśmy zachęcani do płacenia kartami przez sponsoring imprez, organizację różnego rodzaju konkursów czy jeszcze inne wabiki.
Sklep płatnikiem… a klient podatnikiem
Jeżeli już ktoś sobie zdaje sprawę z tego, że istnieją takie prowizje kartowe, to najczęściej sprawę bagatelizuje, bo „to przecież sklep płaci” i w zasadzie jest to prawdą, tylko jeszcze trzeba sobie tu odpowiedzieć na pytanie o to, skąd sklep ma pieniądze, a ma je przecież od swoich klientów. Podobnie jak w przypadku zatrudnienia, gdzie pracodawca przelewa do właściwego urzędu skarbowego należny państwu podatek od dochodów, który jednak jest pobierany z tego, co wypracujemy, a nawet lepiej pasuje tu przykład z VATem, który sklepy od nas pobierają przy zakupie towarów lub usług, a następnie oddają do budżetu. Trudno żądać od punktów handlowych żeby obniżyły swoje marże dla tych, który nie płacą gotówką, dlatego opłata ta przerzucana jest na kupujących, mamy więc sytuację taką, że sklep jest jedynie płatnikiem czyli pośrednikiem, a faktycznym płacącym jest klient stojący przy kasie i to zazwyczaj nie tylko ten używający debetówki albo kredytówki, ale każdy, ponieważ ceny uzupełnione o dodatkowe koszty są zwykle wyższe dla wszystkich. W związku z tym im bardziej masowy i powszechny stanie się obrót bezgotówkowy, tym więcej będą miały z tego banki. Idealną sytuacją byłaby taka, w której wszystkie transakcje są realizowane taką właśnie metodą, a gotówka zostaje w ogóle wycofana – byłoby to niemal nieograniczone źródło stałych i wysokich zarobków. Stąd też coraz więcej instytucji wprowadza mikropłatności kartą zbliżeniową, specjalnym brelokiem lub nawet telefonem komórkowym. Chociaż chodzi o niewielkie kwoty, to trzeba pamiętać, że milion osób płacących za coś po złotówce wydaje razem milion złotych – łatwo sobie z tego policzyć prowizję dla firm zajmujących się ich obsługą – interes prezentuje się doskonale.
Dlaczego Biedronka nie przyjmuje kart płatniczych
Co interesujące nie wszystkie sklepy godzą się na to, żeby swoich klientów obciążać dodatkowymi kosztami, zwłaszcza jeżeli zależy im na tym, by mieć ceny aspirujące do najniższych. Dlatego właśnie płatności kartą w Biedronce nie są możliwe, te punkty handlowe po prostu wcale ich nie obsługują. Być może jest to za pierwszym razem pewną niedogodnością, zwłaszcza jeżeli ktoś zawita do marketu bez gotówki, ale generalnie wychodzi na plus, bo wszyscy mogą cieszyć się niższymi cenami. Nabywając coś za większą kwotę, można też zawsze spytać o dodatkowy rabat z tytułu płacenia gotówką, wielu sprzedawców przystaje na takie rozwiązania, bo doskonale zdają sobie sprawę z tego, że dzięki banknotom i monetom ich marża, a więc i dochody są wyższe. Są także sklepy, które różnicują klientów ze względu na to, w jaki sposób regulują oni należność za zakupione towary – ci używający gotówki lub wykonujący tradycyjny przelew bankowy mogą liczyć na przykład na dodatkowy prezent albo niższe koszty wysyłki w przypadku zamówień składanych przez internet. Najlepiej przekonać się o tym osobiście i sprawdzić opisane tu możliwości osobiście – często niepłacenie kartą może się naprawdę opłacać, nie mówiąc o tym, że to przyczynia się do ogólnego spadku cen.
Zyski banków z naszych kieszeni – cynizm i obłuda
Lobbing banków prywatnych i instytucji z nimi związanych na rzecz obrotu bezgotówkowego jest bardzo silny. Doskonałym tego przykładem jest Koalicja na Rzecz Obrotu Bezgotówkowego i Mikropłatności zrzeszająca najważniejszych graczy na rynku, która wraz z Narodowym Bankiem Polskim przygotowała raport (większość autorów to członkowie wspomnianego zrzeszenia) zatytułowany Obrót bezgotówkowy – zalety i korzyści wynikające z jego upowszechnienia. Wyliczone są w nim różnego rodzaju profity, jakie będą z tego miały również banki, wśród nich jednak nie omawia się właśnie prowizji od transakcji kartowych, które wydają się jedną z głównych motywacji podejmowania takich działań. Mówi się za to, z jakimi wielkimi kosztami wiąże się obracanie gotówką dla gospodarki, że idą one w miliardy złotych, ale już nikt nie zajął się tam tym, ile będzie kosztowało świadczenie różnego rodzaju płatności przez banki, które doliczą sobie do nich interchange fee. Jako idealna, ujęta została tam sytuacja całkowitego wyeliminowania gotówki, czyli każdy bez możliwości wyboru musiałby płacić w zasadzie nowy podatek od transakcji, o tym jednak już owo opracowanie nie wspomina, no ale w końcu traktuje o zaletach i korzyściach.
Darmowe konta dla emerytów – zapłacą za nie kartą
W tym kontekście bulwersują pomysły, aby emerytom, rencistom i wszystkim pobierającym świadczenia od państwa zakładać, nawet darmowe konta bankowe. To również jest świetnie przemyślana strategia finansistów, przecież przynajmniej część tych uszczęśliwionych na siłę osób zaczęłaby w końcu używać kart i znów sporo gotówki wracałoby do wydawców plastików w formie opłat. Być może dla państwa byłoby nieco taniej, ale faktycznie koszty zostałyby przerzucone na świadczeniobiorców. Wspomniane wcześniej oszczędności dla gospodarki, to również mit, jak wykazaliśmy obsługa płatności przez banki również jest kosztowna, po prostu pieniądze zamiast do konwojentów, ochroniarzy, osób odpowiedzialnych za liczenie i jeszcze wielu innych, trafiałyby wprost na konta instytucji finansowych. Urzędy centralne zresztą muszą sobie zdawać z tego sprawę, jednak wolą udawać, że nic im o tym nie wiadomo, a chętnie przerzucą część kosztów swojego funkcjonowania związanych z obrotem gotówką na obywateli. Nie mówiąc o jeszcze jednej istotnej zalecie, z punktu widzenia rządu. Chodzi mianowicie o to, że gotówka zostawia o wiele mniej śladów niż transakcje kartowe, tym samym obieg elektronicznego pieniądza można o wiele łatwiej śledzić, a przez to nadzorować obywateli. Wydaje się, że wyrazami tego, że rządy wspierają bankowców w walce o bezgotówkowość jest wielkość bilonu, z którym mamy do czynienia na przykład w Wielkiej Brytanii lub strefie euro – jest on niezwykle duży i ciężki, zupełnie jakby po to, żeby zniechęcić ludzi do noszenia go przy sobie w portfelu.
Karty debetowe i kredytowe – pierwotne korzyści banków
Trzeba sobie też jasno powiedzieć, że prowizje od płatności kartą nie są jedyną korzyścią, jaką odnoszą banki w związku z tym, że ludzie korzystają z plastików. Weźmy na przykład pod uwagę zwykłe debetówki standardowo dodawane do konta, które przez wiele osób traktowane są po prostu jako karty do bankomatu za pomocą których zapewniają sobie w miarę łatwy dostęp do gotówki. Warto tu dodać, że umożliwiają one coraz częściej również wpłaty na własne konto w coraz powszechniej dostępnych tak zwanych wpłatomatach. Zastanówmy się jakie koszty ponosiłaby każda instytucja finansowa, w której operacji takich dokonywaliby ludzie przy okienkach kasowych. O ile więcej musiałaby ona posiadać placówek i zatrudnić pracowników, nie mówiąc już o kosztach obsługi transakcji gotówkowych (które według raportów tworzonych przez banki są takie wysokie). Nawet jeżeli bank oferuje darmowe wypłaty z bankomatów zewnętrznych sieci takich, jak Cash4U, Euronet czy eCard i za każdą z nich płaci firmie około 1,5 złotego, to i tak nie jest to dużo w porównaniu z kosztami obsługi w placówce. I to powinno być największą korzyścią dla bankierów, niestety okazało się już, że to za mało i stąd na przykład opłaty za karty mBank, które nie tak dawno zostały wprowadzone.
Podobnie sprawa się ma z tym, na czym mają zarabiać kredytowe karty. Jest to przecież produkt w którym zawarty jest kredyt, a więc w tym przypadku powinno zyskiwać się na odsetkach od pożyczanej kwoty, a nie na prowizjach pobieranych od sklepów. Nie należy się bardzo dziwić temu, że instytucje nastawione na zysk chcą go maksymalizować. Warto jednak być świadomym tego na czym zarabiają banki i w którym miejscu dokładamy się do tego. Dobrze także zastanowić się nad ogólnymi skutkami takiego stanu rzeczy, czyli na przykład, czy upowszechnienie obrotu bezgotówkowego nie wpływa na ogólne wzrosty cen na rynku. Dla sklepów internetowych na przykład z elektroniką, których marże są już na poziomie 1-2 procent, dodatkowa prowizja dla banku w opisywanej wcześniej wysokości oznacza faktycznie ponoszenie strat, a żeby uniknąć takiej sytuacji muszą po prostu podnieść ceny.